niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 21


Przebudziłam się o 6. Próbowałam jeszcze zasnąć, ale już nie mogłam. Kręciłam się strasznie długo aż w końcu wstałam. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Poszłam się umyć i wybrałam komplet na środę. Zostało mi do lekcji strasznie dużo czasu. Włączyłam komputer, ale zaraz go wyłączyłam. Nie miałam co na nim robić. Siedzieć na fejsie bezczynnie? Strata czasu tylko. W uszy wsadziłam sobie słuchawki, puściłam muzykę i spakowałam się na dzisiejszy dzień. Wyszłam z pokoju już przygotowana i błądziłam korytarzami podśpiewując sobie piosenki, które ciągle męczyłam. Nie miałam idealnego głosu do śpiewania. Dlatego gdy byłam sama mogłam śpiewać. Inni mnie krępowali. Może nie wyśmialiby mnie, ale nie lubiłam śpiewać gdy mnie słuchał ktoś. O tej porze miałam pewność, że nikt nie podsłuchuje. Każdy budził się albo jeszcze spał. Spojrzałam na zegarek. Była 7.30. O tej to powinnam wstawać dopiero. Poszłam na śniadanie, które nie było aż tak okropne jak wczorajsza zupa mleczna. Gdy skończyłam jeść podeszła do mnie Em.
- Cześć, gdzie Ty byłaś jak Cię nie było ? - zapytała
- Byłam z Bartkiem na jedzeniu - powiedziałam zawstydzona
- Uuu kochana Ty nieźle wyrywasz - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie, a ja spaliłam buraka.
- Wcale nie, to tylko kolega - powiedziałam broniąc się.
- Ok, jak tak uważasz. - powiedziała i uśmiechnęła się - Jak śniadanko ? - zapytała
- Lepsze niż wczoraj, ale nie licz na jakieś wykwintne smakołyki - odpowiedziałam
Ledwo Em zdążyła przynieść sobie śniadanie zadzwonił dzwonek. Trochę poczekałam na nią i razem spóźnione ruszyłyśmy na lekcję matematyki, mojego ukochanego przedmiotu. Weszłyśmy uśmiechnięte i zadowolone z życia lecz wychodząc z klasy nie byłyśmy już takie wesołe. Spóźniłyśmy się kilka minut tylko i 2 strony dodatkowej pracy domowej. To nie fair. Tej Pani już nie lubię. Po innych lekcjach wcale nie było lepiej. Zadań dużo, niezapowiedziana kartkówka i odpytywanie przy tablicy. Ten dzień jest pechowy jakiś. Może jeszcze wdepnę w kupę... wtedy byłoby już cudownie. Obiad był niezjadliwy. Późniejsze lekcje były już trochę bardziej lajtowe, ale każdy był przygaszony początkiem dnia. W liceum trzeba jakoś sobie radzić. To dopiero początek, a co później będzie? No jak utrzymają tempo nauczyciele to połowa klasy odpadnie na półroczu. Zresztą ja się tu nie pchałam. Mogę wylecieć. Jak rodzice tu chodzili to nie znaczy, że ja też mam tu być. Chociaż mam tu już trochę znajomych, których w gimnazjum nie miałam. I przyjaciółkę, z którą się dogaduję. Wróciłam do pokoju rozmyślając jak to będzie ze szkołą. Wywnioskowałam , że muszę się wziąć za siebie i utrzymać w tej szkole. Postaram się dla rodziców. Do tej szkoły chodzili moi dwaj dziadkowie, mój wujek i rodzice. Jednak jestem zobowiązana podjąć się tego trudu i skończyć szkołę. Usiadłam do lekcji i po jakichś 3 godzinach wszystko było gotowe. Byłam z siebie dumna. Gdy ostatni zeszyt poszybował w kąt zadzwonił telefon. Nie zapalił mi się wyświetlacz, ale leciała muzyczka, więc na czuja odebrałam.
- Cześć - powiedział ktoś
- Cześć- odpowiedziałam kojarząc głos.
- Chętna na mały spacer mała - zapytał
Po tym "mała" skojarzyłam, że to Bartek. Tylko on jest na tyle wysoki, żeby do mnie tak mówić. Popatrzyłam przez okno, było zupełnie ciemno.
- Jasne, ale nie za późno ? - zapytałam
- Hhahaaha obronie Cię mała. Noc jeszcze młoda i pełnia jest - powiedział i aż widziałam jak się uśmiecha przez telefon.
- No okej, ale pamiętaj, że o 22 zamykają teren szkoły. - uświadomiłam go.
- Nie bój nic damy radę. Możesz wyjść za 59 minut, bo powinienem już być.
- Dobrze, do zobaczenia - powiedziałam i rozłączyłam się.
Przeszukałam szafę i znalazłam coś grubszego. Wyszłam trochę szybciej i usiadłam na murku. Było po 20 i już nikt się nie kręcił. Każdy siedział w ciepłym pokoju. A Alex pewnie ze swoją dziewczyną, chociaż pokłócili się trochę. To może jednak nie? Z zamyślenia wyrwała mnie postać wychodząca ze szkoły. W słabym blasku żarówki zdążyłam dostrzec perfekcyjnie ułożoną grzywkę. Do tego blask białych butów i byłam pewna, że to Alex. Kierował się w moją stronę. O kurcze co robić? A jeśli powie mi cześć albo zagada. Nie odpowiem. Po tej rzece nie należy mu się. Niech spada. Zbliżał się i nie miałam już wątpliwości, szedł do mnie. Zatrzymał się dosyć blisko i stał patrząc na mnie.
- Cze...ść. - powiedział dosyć niepewnie
Nic jednak nie odpowiedziałam,  jak postanowiłam. Stał tak i patrzył się na mnie. Nabrał powietrza i wydukał
- Przepraszam, ale ja... my już nie... nie wiedziałem. - powiedział w kolejnym przypływie odwagi, ale nic nie zrozumiałam.
Patrzył jeszcze trochę na mnie i oczekiwał jakiejś reakcji , ale jej nie dostał. Odszedł bez słowa. Było mi przykro patrzeć na niego. Ale takich świństw nie robi się nikomu.

------------------------------------------------------------------------
Rozdział trochę nudny, ale jest :) miłego czytania. Może będzie się podobał


2 komentarze:

  1. Haha o tej kupie było dobre. :D

    http://lodoweserce.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!!! Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń