środa, 21 stycznia 2015

35 rozdział


Minął pierwszy miesiąc szkoły. Oceny nie były rewelacyjne, ale też nie najgorsze. Oczywiście z moim odwiecznym wrogiem czyli fizyką i matmą nie było od początku dobrze to jakoś się trzymam. Za to stosunki z mamą polepszyły mi się. I czasami zadzwoni do mnie. Dominika odkąd nauczyła się posługiwać telefonem też pamięta o mnie. W szczególności gdy potrzebuje pomocy w lekcjach. Wszystko inne było po staremu. Nadal byłam pokłócona z Alexem, a po rozmowie z Bartkiem już nie próbował ze mną nawiązać kontaktu. Ciekawe czy tak sam zobaczył, że nie ma szans czy Bartek mu coś powiedział. Jeśli chodzi o mój status to nadal jestem wolna, chociaż z Bartkiem jest super. Nie widzieliśmy się teraz przez te 2 tygodnie.  Każde miało dosyć dużo spraw na głowie. Jak już mówiłam nie jesteśmy razem ani nie oficjalnie ani oficjalnie. Wystarczy ze czasami zadzwoni. Traktuję go jako przyjaciela. Em była zazdrosna trochę o niego, ale zrozumiała, że nie musi. Bo przez te dni stałyśmy się dla siebie nie tylko przyjaciółkami, ale i siostrami.  Mimo że nie znałyśmy się długo, czułam jakbyśmy znały się od dawna.
---------------
Drugi miesiąc także szybko minął. Nauka, dużo nauki i nawet człowiek nie wie jak ten czas szybko leci.  Raz nawet byłam w domu.  Zwiedziłam każdy zakamarek chcąc dowiedzieć się jak to wszystko się pozmieniało . Stwierdziłam ze wszystko jest w jak najlepszym porządku i wygląda tak samo jak przedtem.
----------------
Obudziłam się rano i rozejrzałam się po pokoju. Nie przypominał w niczym mojego, który został daleko w Warszawie. Już wczoraj wieczorem wróciłam tutaj, musiałam.  Spojrzałam na telefon, była 6.00, a kalendarz wskazywał 5 listopada i ... poniedziałek.  Oznaczało to czas do szkoły. Tak mi się nie chciało ruszyć się z mojego cieplutkiego łóżeczka. Było w porządku, zdążyłam się do niego przyzwyczaić. Postanowiłam chwile poleżeć. Zamknęłam oczy, ale nie było mi dane dalej leniuchować. Mój telefon rozbrzmiał głośną muzyką. Schowałam się pod kołdrę. To nic nie dało, wszędzie słychać było ten dźwięk. Chcąc nie chcąc musiałam odebrać. Jeśli nie zrobiłabym tego teraz, dobijaliby się do mnie ciągle. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam:
- Halo? - zapytałam wygrzebując się z kołdry.
- Cześć mała, mam nadzieje, ze możesz dziś nie iść na lekcje - powiedział Bartek, rozpoznałam go po jego charakterystycznym przywitaniu. Zaskoczył mnie tym. Nigdy niczego takiego nie proponował mi.
- Musze iść-odpowiedziałam marszcząc brwi i zastanawiając się co on chce takiego zrobić.
- Dobra to jesteśmy umówieni -powiedział śmiejąc się do telefonu - bądź przed szkołą za dziesięć 8 - dodał i rozłączył się.
Nie dał mi nic powiedzieć, ale ja nie mogłam nie iść na lekcje. Miałam sprawdzian z matmy. Dobra pójdę i dowiem się czego on chce, a później pójdę napisać sprawdzian.
Wstałam, podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Było szaro, pogoda wcale nie zachęcał, aby wyjść. Była okropna. Aż dostałam gęsiej skórki myśląc o tym, że będę musiała do niego wyjść chociaż na chwilkę. Ogarnęłam siebie raz dwa i założyłam mało odporne rzeczy na zimno, ale dodałam do tego sweter i już było mi ciepło. Nic mi nie straszne. Za piętnaście wyszłam z pokoju. Opuściłam nawet śniadanie dla niego. No to już takie poświęcenie, że powinien to docenić.
Jak tylko wyszłam zobaczyłam jego autko, a w nim jego. Był odstrojony. A ja wyglądałam tak zwyczajnie... Kurdę, głupio mi było troszkę, ale pomachałam mu. Wysiadł. Wyglądał na spiętego.
- Gdzie płaszcz? - zapytał zdziwiony
- Nie mogę jechać, muszę iść na lekcje, mam sprawdzian z matmy. - powiedziałam spuszczając głowę, bo głupio mi było kolejny raz.
Podniósł moją głowę chwytając mnie lekko za brodę. Spojrzałam mu w oczy. Śmiały się. Cooo? Zaraz? On nie jest zły?
- Nie jesteś zły? - zapytałam zdziwiona
- Hahahah nie,  nie jestem zły mała. - powiedział i uśmiechnął się.
- To co Ty knułeś? - zapytałam i moje kąciki ust się podniosły widząc, że i on się uśmiecha.
- Zobaczysz, na długiej przerwie bądź na głównym korytarzu. Tylko przyjdź - powiedział lekko i jeszcze bardziej podniósł mój podbródek. Uśmiechał się do mnie.
Dostał buziaka w dolną wargę, bo wyżej nie sięgnęłam i wróciłam na lekcje. Byłam zadowolona. Lubiłam jego niespodzianki. Taki mój przyjaciel kochany. Zna mnie i wie co dobre.
Zadzwonił dzwonek, a ja akurat w tym momencie stanęłam przed drzwiami klasy. Byłam punktualnie.

---------------------------------------------------------------
Może być ? :) I jest dosyć szybko :) Dziękuję za komentarze ♥

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 34



Wróciłam dosyć szybko do domu. Byłam zadowolona chociaż nawet nie wiem z czego. Pierwsze co zrobiłam to pójście pod prysznic. Kilka minut pod ciepłą wodą dodało mi energii na nudnie zapowiadający się dzień. Ubrałam się w coś dosyć odświętnego i pobiegłam lekko spóźniona na mszę na 11. Siedząc przypomniało mi się, że z tego wszystkiego zapomniałam wyciszyć telefonu, który właśnie głośnym sygnałem dal o sobie znać. .. serio?! Akurat teraz? Nie mogłe śpoczekać jeszcze 10 minut? Połowa ludzi zgromadzonych patrzyła na mnie. Czułam, że płonę. Wyszłam.  Nie mogłam znieść tych okropnych oczu  patrzących na mnie jakbym zabiła kogoś.  Każdy może popełnić błąd albo jak to w moim przypadku spieszyć się i zapomnieć. Ach co ja będę się przejmować, nikt mnie nie zna. Przez chwile myślałam o tym zapominając o głupim  dzwoniącym telefonie. Ktoś kto próbował się ze mną kontaktować nie dawał za wygraną.  Dzwonił ciągle, trochę już wkurzona odebrałam:
- halo? ! - powiedziałam
- oo cześć córcia, gdzie jesteś?  - zapytał bardzo dobrze znany mi głos.  To była mama.  Ona?  Dzwoni?
Lekko  zszokowana odpowiedziałam już mniej agresywnie.
- w kościele.
- to odbiorę Cię, do zobaczenia - powiedziała mama i  rozłączyła się.
Zatkało mnie.  Mama, że niby tu jest?  Oczy otworzyły mi się tak, że prawie wpadły. Martwi się o mnie,  może nie zapomniała całkowicie.  Uśmiech mimowolnie wpłynął na moja buzię.  Weszłam do kościoła, ale siedziałam w nim jak na szpilkach.  Nie mogłam się skupić ciągle.  Myślałam o mamie.  Moje myśli były zabiegane. Usłyszałam dzwony kończące mszę. Wybiegłam z kościoła i zobaczyłam wóz mamy. Był to wysoki czarny, jak terenowy samochód z przezroczystym dachem. Nie wiem jak można chcieć taki samochód, jest okropny. Może też i dlatego go zapamiętałam.
Z fotela pasażera pomachała mi moja siostra. Ooooo jaka niespodzianka! Podbiegłam i wsiadłam do autka. Gdy tylko wciągnęłam powietrze poznałam ten okropny zapach... było to zielone jabłuszko. Fuuu aż chciało mi się rzygać. Całe szczęście, że blisko mam szkołę. Mama ruszyła i rozpoczęły się pytania od Dominiki. O wszystko. Mała zawsze była ciekawska. Już niedługo też pójdzie do liceum, no może więcej niż niedługo.
Opowiadałam im o wszystkim. Wciągnięta w rozmowę nie zauważyłam, że samochód zatrzymał się.
Podjechałyśmy pod jakiś budynek. Był cały przeszklony i siedzieli w nim ludzie. Jedli. Więc drogą dedukcji doszłam do tego, że to jest jakaś restauracja. Wyszłyśmy z samochodu, mama pipnęła, żeby włączył się alarm jeśli kradliby te brzydkie auto i weszłyśmy. Grała cicha i spokojna muzyka, wszystko było dopasowane. Wszędzie były miękkie skórzane sofy. Usiadłyśmy w rogu sali, rozebrałyśmy się i gadałyśmy jak nigdy wcześniej. Towarzyszyło temu wiele śmiechów. Z karty wybrałyśmy sałatkę z kurczakiem, jakąś zupę krem z dyni i lody na deser. Po chwili przyniesiono nam jedzonko i mogłyśmy jeść. Jakie to wszystko smaczne było. Najedzone sączyłyśmy jakiś napój z bąbelkami dalej rozmawiając. Dzień który zapowiadał się nudnie jest chyba najlepszym dniem  w moim życiu! Koło 15 zaczęłyśmy się zbierać. Mama odwiozła mnie do szkoły. Pożegnały mnie obie i ruszyły w drogę powrotną. Znowu zostałam sama, ale jeśli mamy tak dobrze się dogadywać to mogę tu zostać. Ruszyłam w stronę wejścia, a tam stał taki ogromny bukiet kwiatów, a pilnował go wysoki chłopak. Jeśli się nie mylę to był to Bartek. Podchodząc bliżej upewniłam się w tym przekonaniu. Stał tyłem do mnie, więc podbiegłam do niego i krzyknęłam "bu". Podskoczył  przy tym odwracając się i śmiejąc z siebie.
- Taki wielki, a tak się boi - powiedziałam śmiejąc się i wskakując na murek.
- Masz niedobrznico - powiedział wręczając mi takie skromne kwiatki.
- Ojej dziękuję - powiedziałam rzucając mu się na szyję i przytulając. - Są cudowne - dodałam wąchając je.
- Wejdziesz? - zapytałam uśmiechając się do niego.
- Tak z chęcią- odpowiedział uśmiechając się chytrze
- Nie tak jak ostatnio, o nie - powiedziałam groźnie.
Zrobił minę smutnego pieska i takie oczy błagalne.
- Nie, bo muszę się pouczyć! No chodź, bo tracisz czas - powiedziałam i obejmując wielki bukiet skierowałam się do wejścia.
Znowu w drzwiach spotkałam Alexa. Posmutniał, gdy mnie zobaczył z bukietem, a jeszcze bardziej jak zobaczył Bartka. Przywitał się z nim, a do mnie wymusił uśmiech. Już miałam wchodzić na drugi schodek, gdy Bartek zaczął z nim rozmawiać. Wyczułam w głosie Alexa niechęć do tej rozmowy, ale jeśli Bartek tego nie zauważył to może jednak mi się zdawało?
- Idę wstawić kwiatki- powiedziałam wcinając się w rozmowę. Nie czekając na odpowiedź ruszyłam.
Siedziałam w pokoju przez chwilę sama, czekając aż się nagada wystarczająco z moim niedoszłym chłopakiem. Miał być tym moim chłopakiem, przynajmniej tak myślę i nagle wszystko zwalił.
Pogadaliśmy z Bartkiem troszkę, pooglądaliśmy coś przez chwilę w telewizji i poprosiłam, aby już się zwijał, bo chwiałam zajrzeć do lekcji. Po przypomnieniu sobie materiału, poszłam się umyć. Potem kontynuowałam wieczór z telewizją. Oglądając bardzo nudny film poszłam spać.

--------------------------------
Macie rozdział :3 jak tam pierwsze dni ferii ? :) dziękuję ja piękne komentarze wszystkim :) chyba będę musiała pisać trochę szybciej :d bo tyle jest rozdziałów, a to dopiero 2 tygodnie szkoły Julki. .. jak myślicie przyspieszać akcje?

niedziela, 18 stycznia 2015