sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 25


Jak zwykle obudził mnie budzik. Poleżałam chwilkę zastanawiając się co może ciekawego dzisiaj mnie spotkać. Ogarnęłam się, włosy związałam w wysoki kucyk, zamalowałam już bledsze ślady wczorajszej walki. Stałam dosyć długo przy szafce i zastanawiałam się co założyć. Nie miałam pomysłu na dzisiaj. Nic, zero, pustka. W końcu zdecydowałam się założyć lekkie ubranko, spakowałam się i poszłam od razu na lekcję. Zostały 2 minuty, więc nie wiem czy mi się opłacało schodzić do stołówki. Nie zjem śniadania i będę głodna. To jest smutne, bardzo smutne. Równo z dzwonkiem przyszła Emilka. Patrzyła się na mnie dziwnie, zmierzyła mnie wzrokiem i przytuliła. O co jej chodzi ? Coś chyba się stało, bo zawsze odzywała się, a nie patrzyła jakbym była ufoludkiem.
- Em, Ty się dobrze czujesz ? - zapytałam z troską w głosie.
- To, Ty mi powiedz moja kochana. Co Ty zrobiłaś? - zapytała bacznie mnie obserwując
- O co chodzi ? Kiedy i co zrobiłam ? - zapytałam zaskoczona jej tajemniczym zachowaniem.
- No Ty i ta Alexa pobiłyście się, tak ? Po co ? Martwiłam się wiesz ?
- Skąd wiesz to ? - zapytałam zaskoczona.
Rozpowiedzieć mogły to tylko 4 osoby z czego ja na pewno nie, więc krąg podejrzanych zawęża się do 3 osób.
- Pół szkoły to wie, jak nie cała już. Byłam u rodziców na noc i dzisiaj rano dowiedziałam się na stołówce. Jak tylko to usłyszałam to pobiegłam do Ciebie do pokoju, ale już wyszłaś. Nic Ci nie jest? - zapytała troskliwie.
- Nie, spokojnie. To później opowiem Ci jak to było. - powiedziałam i uśmiechnęłam się żeby wiedziała, że jest w porządku ze mną.
Odwzajemniła uśmiech. Widać było, że opuszcza ją strach i zastępuje spokój. Martwi się o mnie, chyba mnie lubi. Em jest bardziej troskliwa niż moja własna mama. Matma zleciała jakoś szybko. Słuchałam Pani, ale bardzo mało ogarniałam. Ech,... mój mózg jeszcze chyba robi sobie wakacje. Nie chce, nie umie albo nie potrafi zrozumieć matematyki. Dziwny przedmiot. Gdy tylko zadzwonił dzwonek Em wybiegła jako pierwsza ciągnąc mnie za sobą. Biegła w stronę toalet. Gdy już upewniła się, że nikt nas nie podsłuchuje zaczęłam mówić o wczorajszej akcji. O tym jak zrobiła mi awanturę i o naszym rękoczynie. Emilka była zaskoczona, że ja taka spokojna mogę zrobić coś tak hardcorowego. Jeszcze gadałyśmy kilka minut po dzwonku aż w końcu trzymając się pod rękę udałyśmy się na geografię. Na lekcji obgadałyśmy trochę bardzo tą czerwoną małpę. Taką bekę miałyśmy z niej, że się popłakałam. Dobrze, że pani nie połapała się o co chodzi, bo przypał byłby na stówę. Starsza kobitka to już wiadomo, że niedosłyszy i niedowidzi. Chociaż Kamil nie umiał jednej rzeczy to strasznie się go czepiała za to. Czepia się bo czepia, ale ja tam ją lubię. No chyba, że coś będzie miała do mnie to wtedy możemy przestać się lubić. Jeszcze lekcja i drugie śniadanie, później następne kilka lekcji i obiad. Po posiłku już ma się ochotę do pokoju wracać, a tu dorzucają Ci jeszcze dwie lekcje. Ja rozumiem, w tygodniu to okej, ale w piątek! No bez jaj. Zostałam na te dwie lekcje. Połowy osób nie było już. Jakby rozpłynęły się w powietrzu. Wytrwałam. Po zajęciach przyszła do mnie Emilka. Siedziałyśmy i gadałyśmy o wszystkim, dosyć dużo o tej sprawie ze wczoraj. Emilka doszła do wniosku, że Alex nie jest już z nią i podobam mu się. Ciężko powiedzieć, bo tego na sto procent nie wiemy. Znaczy z zerwaniem to jesteśmy pewne, bo tak zareagowała, a z tym podobaniem to słabo. Bo jeśli podobałabym mu się to raczej nie odstawiałby takiego cyrku z tamtą czerwoną małpą. Późniejsze tematy  nie były już związane z zołzą ani Alexem. Z pogaduch Emilka wychodziła kilka minut po 21. Gdy miała już zamykać drzwi wparował on. A mnie aż zamurowało. Nie wiedziałam co zrobić. Patrzył się na mnie tymi oczami. Przejechał palcami po grzywce żeby ją bardziej potargać. Czyżby nowy wygląd niegrzecznego chłopca? Podoba mi się. Nagle odkręcił się i ...

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 24


Biedny stał jeszcze tak z 10 minut. Nic nie mówił, stał po prostu. Jego obecność była miła, chociaż przez drzwi to dawała mi spokój. Czemu on chodzi za mną? Wtedy na barierkach, teraz mnie trzymał chociaż mógł wybrać tą zołzę, ale wybrał mnie. I jeszcze przyszedł pod drzwi. Jak taki piesek. Nie no żartuje. Po dosyć długim okresie oglądanie telewizji wzięłam telefon. Odpisałam Bartkowi. Patrzyłam na moje kontakty w komórce i zastanawiałam się czy do mamy nie zadzwonić. Jestem tu tyle i mama wcale się do mnie nie odezwała. Czy już o mnie zapomnieli? Jednej mniej w domu. Nigdy mama nie była opiekuńcza. Nie pamiętam jej żeby się nami interesowała. Zawsze sama musiałam sobie dawać radę i pilnować mojej siostry. Mama ma własny interes i go pilnuje, on jest jej oczkiem w głowie. A dzieci są, bo są. Miło, bo nie zapomina o mnie i wysyła kasę, ale jednak dziecku nie tylko kasa jest potrzebna. Nigdy nie czułam się jakoś bardzo kochana. Niby wszędzie jest, że miłość matki jest najsilniejsza, gówno prawda. Nigdy tak nie było. W moim przypadku tata traktował mnie jak księżniczkę, zawsze rozmawiał ze mną. Nawet rozmawiał o antykoncepcji zamiast mamy. To ona powinna dawać córce rady. Nie dawała żadnych. Może tylko żebym tego nie zakładała, bo nie pasuje do tamtego. To jednak moja mama. I jest jaka jest. Jest także ważną osobą w moim życiu. Ze zwieszoną głową rozmyślałam na tyle długo, że wyświetlacz zgasł. Gdy już moje rozmyślania dobiegły końca, kark strasznie mnie bolał. Chyba dosyć długo musiałam w takiej pozycji być. Ponownie zapaliłam telefon. W liście kontaktów wyszukałam kontaktu mamuś. Mój palec wisiał długo nad ekranem. Minuty mijały. Czy ja się boję zadzwonić do mamy? Może nie będzie miała czasu i nawet nie odbierze? A jeśli nie będzie o czym gadać?Nie chciałabym być odrzucona. Pragnęłam z nią porozmawiać i poczuć, że jednak mnie chociaż troszkę kocha. Dobra dzwonię. Ponownie odblokowałam telefon i policzyłam do trzech, później nacisnęłam mamuś. Nie było odwrotu, pojawiła się słuchawka wybierania, zaraz łączyło i nie musiałam długo czekać. Odezwała się mama. Już zapomniałam jaki ma głos czysty. Mogłaby spokojnie śpiewać, nie tylko jak miała zwyczaj to robić w niedzielę pod prysznicem, ale zawodowo. Śpiewała rano jak nikt jej nie słyszał. Przynajmniej jej się tak wydawało, że nie słyszymy. Ja słuchałam na pewno.
- Halo córcia? - zapytała mama
- Cześć mamo, dzwonię zapytać jak tam dajecie sobie radę beze mnie.
- Dominice brakuje kogoś do zabawy. A ja jestem zalatana, nowa kolekcja. Może jeszcze wprowadzę buty. Jakieś eleganckie. Może rozbuduję sklep.
- Uuu to cieszę się - powiedziałam
- Jak tam Ci się podoba? - zapytała mama
Byłam w szoku. Zapytała jak u mnie. Czasami pytała o coś, ale raczej nie zasypywała mnie pytaniami.
- Dobrze, znalazłam koleżankę. Mam dużo znajomych. Ładnie tu na dodatek.
- To cieszę się, że Ci się podoba - powiedziała mama, tak jakby nieobecnym głosem.
Pewnie myślała gdzie postawić którego manekina, żeby wystawa jakoś wyglądała.
- Gdzie lubiłaś chodzić jak tu byłaś? - zapytałam. Byłam ciekawa gdzie moi rodzice chodzili na randki, albo mieli pierwszy pocałunek.
- Głównie przebywaliśmy na plaży z twoim tatą - powiedziała i chyba wspomnienia wróciły, bo wyczułam uśmiech. - Był też wiadukt i cała okolica.
- Zwiedzę na pewno mamo - powiedziałam.
- Córeczko idę rządzić wszystkimi, bo już jest problem. Zadzwonię niedługo.
- Pa, mamo- zdążyłam powiedzieć i zapadła głucha cisza. Rozłączyła się. Było mi smutno. Patrząc na zegarek stwierdziłam, że nie jadłam kolacji, a było chwilę po 21. Ubrałam się w sweter i podbiegłam do sklepu. Był on moją jedyną deską ratunku. Wzięłam pakę chipsów solonych, ostatnio mam na nie fazę. Mogłabym jeść je na okrągło. Tylko szkoda, że są tak kaloryczne. Wzięłam sobie jeszcze marsa. Zapłaciłam i biegiem do pokoju. Sprintem biegłam, no dobra truchcikiem, ale zawsze coś. Spalanie kalorii przed mega żarciem. Zdążyłam obrócić w 15 minut. Ale jestem zdolna dziewczyna. Patrząc na telewizję, jadłam moją kolację. Nawet nie zauważyłam, a czas tak szybko zleciał. Cały dzień na dupie. No dobra było trochę rozrywki, ale za taką to dziękuję. Tylko się zdenerwowałam. I buźkę podrapałam sobie, a przy okazji jej. Ciekawe jak wygląda zołza jedna. Może z kreskami czerwonymi będzie ładniejsza. Nie wiem co Alex widzi w niej. Dobra nie jest tragiczna, ale sama jej osoba już denerwuje, tylko popatrzeć na nią i już jesteś zirytowany. Dziwna kobieta. Nie, nie będę myślała o niej źle tylko współczuła, że jest głupia i jeszcze bardziej głupia. Po skończonej kolacji poszłam się ogarnąć do snu. Umyłam się, przebrałam w piżamkę i wskoczyłam do łóżka. Zasnęłam dosyć szybko, czekając co przyniesie następny dzień.
________________________________________________________
Jak tam rozdział? :) Myślę, że jest w miarę :) Cieszę się, że czytacie :) komentujcie, naprawdę motywujecie mnie tym :)

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 23


Jedzenie było pyszne... Oni chcą nas tym otruć, chociaż jeśliby tak było to jakaś trutka przydałaby się, nie oni nas jednak powoli wykańczają tym jedzeniem. Powolna śmierć. To przebiegłe lisy. Po cudownym pierwszym posiłku poszłam na lekcje. Wcale nie mogłam myśleć, było mi dziwnie. Źle się czułam. Na szczęście żaden nauczyciel nic ode mnie nie chciał i jakoś bezkonfliktowo przebrnęłam. Do obiadu już mi się poprawiło i z miłą chęcią skosztowałam tego dania. Była zupa, która była zjadliwa i naprawdę mi smakowała. Poszłam na resztę lekcji, były takie sobie, ale nic nie zrobisz trzeba siedzieć do końca. Po skończonych lekcjach udałam się do pokoju. Odrobiłam lekcje i położyłam się na łóżko. Byłam zmęczona całym tym dniem. Ech... po co to wszystko, ta szkoła? No dobra chyba mi odbija.  Wiadomo, ze szkoła jest potrzebna. Prawda to męczące, ale bez tego nie umielibyśmy nic. Dobra będę grzeczna i już przestanę marudzić. Kurde, muszę przestać siedzieć w jednym miejscu i ruszyć się gdzieś, bo głupieje sama. Tylko kogo wyciągnąć?  Em ? Może Bartka ? Najpierw zapukałam do drzwi Em i tej czerwonej flądry. Miałam tylko nadzieję żeby nie otworzyła ta wkurzając dziewczynka. Trzymałam kciuki tylko żeby nie ona. W tej oto chwili zaczęły otwierać się drzwi. Już widziałam, że nie będę zadowolona z twarzy którą zobaczę przed sobą. Gdy drzwi były już na tyle otwarte i było widać kogo niesie, moja "ulubiona"  znajoma wykrzykiwał się strasznie. Jeśli zrobiłaby tak jakbym wracała wieczorem to wiałabym daleko, tam gdzie pieprz rośnie.  Nie ukrywam, że ja też cieszyła się jej widokiem. Nagle zaczęła krzyczeć na mnie, tak bez powodu. Nawet nie zdążyłam zrobić podobnej miny do jej. Wtedy miałaby, ale tak z dupy? Coś jej się powaliło. Móz jej zjadło, a może farba jej wypaliła ? Taaak to bardzo możliwe.
- To przez Ciebie, głupia małpo! Uwiodłaś go! Podobał Ci się, przyznaj szmato! Jesteś skończona w tej szkole! Wiedz, że nie odbija się chłopaków dziwko!
-Chyba nie znasz znaczenia tych słów!  Coś Ci się musiało pomylić. Jesteś tak głupia czy co? Nic Ci nie zrobiłam,NIGDY- podkreśliłam to słowo i dokończyłam trochę spokojniejszym tonem - więc odwal się !
- Odbicie chłopaka to jest nic według Ciebie szmato!?-krzyknęła rozwścieczona
- Może w końcu przejrzał na oczy i zobaczył jaka jesteś brzydka. - powiedziałam śmiejąc się jej w oczy.
Gdy do niej dotarło co powiedziałam rzuciła się na mnie wyciągając łapy i ciągnąc za włosy. Obie poleciałyśmy na podłogę. Wcale nie byłam jej dłużna. Złapałam jej czerwone włosy i waliłam jej głową o podłogę. Dziwka nie będzie mnie oskarżać o coś czego nie zrobiłam. Sama wpakowała się w nasz dopiero zaczynający się związek, dobra może znajomość, to ona zepsuła wszystko no i Alex, ale to wiadome. Po chwili targania się za włosy i krzyków usłyszałam, że ktoś biegnie. Przybiegł Alex z jakimś kolegą. Odsunęli nas od siebie. Całe byłyśmy w czerwonych kreskach od paznokci. Mnie trzymał Alex, chociaż nie musiał w sumie, bo stałam spokojnie tylko tamta rzucała się jakby miała padaczkę.
- Masz tutaj swojego ukochanego i pogadaj z nim, a nie mnie bijesz idiotko. -powiedziałam i wyszarpnęłam się z objęć Alexa. Odeszłam.
Zaczęli coś krzyczeć na siebie, ale szczerze miałam to w dupie. Byłam zła. Nie, byłam wkurwiona. Szmat jedna. Niech między sobą rozwiązują problemy, po co mnie wyciągnęła w to? Gdybym jeszcze coś dla niego znaczyła. Nie zostawił jej dla mnie, więc niech się laska ogarnie i odczepi. Jeszcze raz wystartuje do mnie szmacisko, a rozerwę ją. Wróciłam do pokoju. Ogarnęłam się, przemyłam tonikiem twarz i zakryłam fluidem oraz dosyć cienką warstwą pudru. Po pół godzinie wyglądałam jakbym dopiero co wychodziła na tą akcję. Po tym całym przeżyciu miałam już dość wrażeń na ten dzień i postanowiłam do końca zostać sama w pokoju. Miałam zamiar się uspokoić troszkę, bo przy zakrywaniu śladów bójki, ręce chodziły mi jakbym miała parkinsona. Włączyłam telewizor, oczywiście nie leciało nic ciekawego jednak nie wyłączyłam go. Chciałam, żeby nie było cicho. Musiałam zatopić się w czymś głośnym. Nie dać dojść do siebie moim myślom. Nie chciałam myśleć o całym tym zdarzeniu. To było jedne wielkie nieporozumienie. Ja pierdziele, gorzej niż chłopaki. Z moich rozmyślań wyrwał mnie telefon. Był to Bartek. Nie chciałam z nikim gadać. Chciałam pobyć sama. Zignorowałam telefon, jak i kolejne dwa też od niego. Wysłał w końcu sms, żebym dała znać jak będę miała czas. Usłyszałam głośne kroki na korytarzu. ściszyłam telewizor.  Nagle kroki ucichły i zaraz usłyszałam pukanie do drzwi. Nie, nie odebrałam to otworzyć też nie otworzę. Niech się wszyscy odwalą ode mnie dzisiaj. Jak na początku nie miałam pomysłu jak spędzić dzień, to teraz chce po prostu, żeby się skończył na nic nie robieniu i to sama. Po chwili znowu rozległo się pukanie. Nie zareagowałam. Znowu pukanie. Coraz głośniejsze. Żadnego głosu, tylko pukanie. Aż w końcu cichy spokojny głos Alexa
- Julka, otwórz. Wiem, że tam jesteś. Chciałbym porozmawiać i wszystko wyjaśnić z Tobą. Wiem, jestem dla Ciebie jak trędowaty, ale chciałbym pogadać. Brakuje mi tych naszych dwóch dni. Julka, proszę Cie.
Jego głos, tak spokojny był miłą odmianą dla moich uszu. Chciałam otworzy, ale miałam ochotę być sama.
__________________________________________________________
Jak rozdział ? :) Mam nadzieję, że akcja wam się spodoba :) Trochę długo nie dawałam znaku życia, ale myślę, że chociaż trochę nadrobiłam :) Cieszycie się, że już szkoła ? :)

niedziela, 17 sierpnia 2014

22 Rozdział


Po chwili na teren szkoły wjechał Bartek. Zeskoczyłam z murku i podeszłam się przywitać. Mój kolega wyszedł z bukietem róż. Zatrzymałam się w pół kroku. To dla mnie? Za co? Ja nic nie zrobiłam. Parą nie jesteśmy ani nic to o co chodzi? Może jakaś koleżanka ma urodziny? A może jednak dla mnie. Podszedł, przywitał się i wręczył mi bukiet kwiatów wraz ze swoim cudnym uśmiechem.
- Dziękuję - powiedziałam - Za co? - zapytałam zaskoczona
- Tak po prostu. Za poświęcony czas - odpowiedział z uśmiechem.
- Dziękuję jeszcze raz - powiedziałam i przytuliłam się do niego.
- No mała nie mów, że to jest pierwszy bukiet od chłopaka.
- Jesteś pierwszy - odpowiedziałam - Chodź, wstawię je do wody i posiedzimy, bo już nie opłaca nam się iść na spacer.
Nie zdążył nic odpowiedzieć, a już ciągnęłam go w stronę szkoły. Wspinając się po schodach powiedziałam, że ciężko mi, więc zostałam zaniesiona na rękach do pokoju. Chociaż się wyrywałam, zdołał mnie utrzymać i donieść. Powiedział, że kwiaty są cięższe niż ja. Tak mi słodził i w ogóle. Tak trochę można , ale bez przesady. Czułam się taka doceniona. Późniejsza rozmowa była już całkiem normalna. Tak siedząc i rozmawiając czas mijał bardzo szybko. Zaczęłam ziewać. Gdy zobaczyłam na zegarek byłam w szoku. Na zegarku widniała 1.00.
- Wiesz, że jesteś w ciemnej dupie? - zapytałam
- Czemu ?
- Jest 1, dokładnie 3 godziny temu zamknęli teren szkoły. Wtedy też miałeś odjechać, żebyśmy mogli się wyspać.
- To śpię u Ciebie mała, nie ma innej opcji - powiedział uśmiechając się.
- Chyba na podłodze
Uzgodniliśmy kilka szczegółów, później poszliśmy się myc, oczywiście oddzielnie i położyliśmy się spać do jednego łóżka. Przez cały ten czas spałam może z godzinę. Nie mogłam z nim usnąć. Ciągle myślałam o tamtej imprezie i nocy z Alexem. Nie byłam przyzwyczajona spać z chłopakami, a z Alexem... zasnęłam od razu, a teraz o co chodzi? Za bardzo się nie kręci ani nic. Ciekawe czy Alex spał z tą czerwoną i było lepiej niż ze mną. Chociaż naszego spania nie pamięta pewnie. Był tak uchlany... lepiej nie wspominać co się stało z moimi butami. Z mojego całonocnego rozmyślania o wszystkim wyrwał mnie mój budzik. Tak się przestraszyłam go, że aż zepchnęłam Bartka z łóżka. Jakoś jego widok na początku dnia nie ucieszył mnie za bardzo. Zamieniliśmy kilka słów, pożegnał się i wyszedł z wielkim uśmiechem na twarzy. Zarzuciłam na siebie takie stare i byle jakie ubrania, spakowałam się na czwartkowe lekcje i ruszyłam licząc na dobre śniadanko.
Rozdział 21


Przebudziłam się o 6. Próbowałam jeszcze zasnąć, ale już nie mogłam. Kręciłam się strasznie długo aż w końcu wstałam. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Poszłam się umyć i wybrałam komplet na środę. Zostało mi do lekcji strasznie dużo czasu. Włączyłam komputer, ale zaraz go wyłączyłam. Nie miałam co na nim robić. Siedzieć na fejsie bezczynnie? Strata czasu tylko. W uszy wsadziłam sobie słuchawki, puściłam muzykę i spakowałam się na dzisiejszy dzień. Wyszłam z pokoju już przygotowana i błądziłam korytarzami podśpiewując sobie piosenki, które ciągle męczyłam. Nie miałam idealnego głosu do śpiewania. Dlatego gdy byłam sama mogłam śpiewać. Inni mnie krępowali. Może nie wyśmialiby mnie, ale nie lubiłam śpiewać gdy mnie słuchał ktoś. O tej porze miałam pewność, że nikt nie podsłuchuje. Każdy budził się albo jeszcze spał. Spojrzałam na zegarek. Była 7.30. O tej to powinnam wstawać dopiero. Poszłam na śniadanie, które nie było aż tak okropne jak wczorajsza zupa mleczna. Gdy skończyłam jeść podeszła do mnie Em.
- Cześć, gdzie Ty byłaś jak Cię nie było ? - zapytała
- Byłam z Bartkiem na jedzeniu - powiedziałam zawstydzona
- Uuu kochana Ty nieźle wyrywasz - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie, a ja spaliłam buraka.
- Wcale nie, to tylko kolega - powiedziałam broniąc się.
- Ok, jak tak uważasz. - powiedziała i uśmiechnęła się - Jak śniadanko ? - zapytała
- Lepsze niż wczoraj, ale nie licz na jakieś wykwintne smakołyki - odpowiedziałam
Ledwo Em zdążyła przynieść sobie śniadanie zadzwonił dzwonek. Trochę poczekałam na nią i razem spóźnione ruszyłyśmy na lekcję matematyki, mojego ukochanego przedmiotu. Weszłyśmy uśmiechnięte i zadowolone z życia lecz wychodząc z klasy nie byłyśmy już takie wesołe. Spóźniłyśmy się kilka minut tylko i 2 strony dodatkowej pracy domowej. To nie fair. Tej Pani już nie lubię. Po innych lekcjach wcale nie było lepiej. Zadań dużo, niezapowiedziana kartkówka i odpytywanie przy tablicy. Ten dzień jest pechowy jakiś. Może jeszcze wdepnę w kupę... wtedy byłoby już cudownie. Obiad był niezjadliwy. Późniejsze lekcje były już trochę bardziej lajtowe, ale każdy był przygaszony początkiem dnia. W liceum trzeba jakoś sobie radzić. To dopiero początek, a co później będzie? No jak utrzymają tempo nauczyciele to połowa klasy odpadnie na półroczu. Zresztą ja się tu nie pchałam. Mogę wylecieć. Jak rodzice tu chodzili to nie znaczy, że ja też mam tu być. Chociaż mam tu już trochę znajomych, których w gimnazjum nie miałam. I przyjaciółkę, z którą się dogaduję. Wróciłam do pokoju rozmyślając jak to będzie ze szkołą. Wywnioskowałam , że muszę się wziąć za siebie i utrzymać w tej szkole. Postaram się dla rodziców. Do tej szkoły chodzili moi dwaj dziadkowie, mój wujek i rodzice. Jednak jestem zobowiązana podjąć się tego trudu i skończyć szkołę. Usiadłam do lekcji i po jakichś 3 godzinach wszystko było gotowe. Byłam z siebie dumna. Gdy ostatni zeszyt poszybował w kąt zadzwonił telefon. Nie zapalił mi się wyświetlacz, ale leciała muzyczka, więc na czuja odebrałam.
- Cześć - powiedział ktoś
- Cześć- odpowiedziałam kojarząc głos.
- Chętna na mały spacer mała - zapytał
Po tym "mała" skojarzyłam, że to Bartek. Tylko on jest na tyle wysoki, żeby do mnie tak mówić. Popatrzyłam przez okno, było zupełnie ciemno.
- Jasne, ale nie za późno ? - zapytałam
- Hhahaaha obronie Cię mała. Noc jeszcze młoda i pełnia jest - powiedział i aż widziałam jak się uśmiecha przez telefon.
- No okej, ale pamiętaj, że o 22 zamykają teren szkoły. - uświadomiłam go.
- Nie bój nic damy radę. Możesz wyjść za 59 minut, bo powinienem już być.
- Dobrze, do zobaczenia - powiedziałam i rozłączyłam się.
Przeszukałam szafę i znalazłam coś grubszego. Wyszłam trochę szybciej i usiadłam na murku. Było po 20 i już nikt się nie kręcił. Każdy siedział w ciepłym pokoju. A Alex pewnie ze swoją dziewczyną, chociaż pokłócili się trochę. To może jednak nie? Z zamyślenia wyrwała mnie postać wychodząca ze szkoły. W słabym blasku żarówki zdążyłam dostrzec perfekcyjnie ułożoną grzywkę. Do tego blask białych butów i byłam pewna, że to Alex. Kierował się w moją stronę. O kurcze co robić? A jeśli powie mi cześć albo zagada. Nie odpowiem. Po tej rzece nie należy mu się. Niech spada. Zbliżał się i nie miałam już wątpliwości, szedł do mnie. Zatrzymał się dosyć blisko i stał patrząc na mnie.
- Cze...ść. - powiedział dosyć niepewnie
Nic jednak nie odpowiedziałam,  jak postanowiłam. Stał tak i patrzył się na mnie. Nabrał powietrza i wydukał
- Przepraszam, ale ja... my już nie... nie wiedziałem. - powiedział w kolejnym przypływie odwagi, ale nic nie zrozumiałam.
Patrzył jeszcze trochę na mnie i oczekiwał jakiejś reakcji , ale jej nie dostał. Odszedł bez słowa. Było mi przykro patrzeć na niego. Ale takich świństw nie robi się nikomu.

------------------------------------------------------------------------
Rozdział trochę nudny, ale jest :) miłego czytania. Może będzie się podobał


piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 20 !

Wtorek rozpoczął się jak wcześniejszy dzień. Słońce było zwyczajne, chmury toczyły się własnym rytmem. Ziemia obracała się w okół słońca, wszystko po staremu. Zegarek zadzwonił o 7.30 jak zawsze. Ubrałam się w coś luźnego, ale dziewczęcego. Niech wszyscy podziwiają i patrzą co stracili. Dobra Alex niech patrzy co stracił. Spakowałam książki i poszłam na śniadanie. Była zupa mleczna, więc nie marudząc zaczęłam jeść. Dołączyła do mnie zaraz Emilka., była w świetnym nastroju, tak jak i ja gdy ją zobaczyłam. Trochę pogadałyśmy, umilając sobie posiłek, który nie był za dobry. Później lekcje, jedzenie, lekcje, lekcje i jedzenie. Zdążyłam wejść do pokoju i zaczął dzwonić mój telefon. Był to numer Bartka.
- Cześć, co tam ? - zapytałam
- Cześć, myślałem sobie tak i może jesteś głodna? - zapytał z nadzieją
Nie mógł tego szybciej zrobić ? Mój żołądek nie pomieści nic więcej. Chociaż może lepiej wyjść gdzieś niż siedzieć samej w tych czterech kątach ? Po rozważeniu za i przeciw, chociaż lista nie była długa i nic nie było na nie, zdecydowałam się na zgodzenie. Ale moje zastanowienie było dłuższe niż miało być, bo zapytał
- To jak ?
- No dobrze - powiedziałam uśmiechając się.
- To o 16 ? - zapytał
Spojrzałam na zegarek i była 15.59. Nie wiem jak on to zrobi, ale to za minutkę dosłownie. Wtedy godzinę mu to zajęło. Może już jest? Nieee... to głupie.
- Chyba 17 chciałeś powiedzieć - poprawiłam go śmiejąc się.
- Nie mała, dobrze słyszałaś o 16 - odpowiedział także śmiejąc się.
- Dobrze to już schodzę i jeśli Cię nie będzie to zobaczysz mój gniew - powiedziałam i roześmiałam się złowrogo.
- Nie boję się Ciebie, do zobaczenia - powiedział i rozłączyłam się.
Rzuciłam plecak i wolnym krokiem szłam do wyjścia. Gdy tak maszerowałam korytarzem słyszałam jakieś krzyki i płacz. Jak zbliżałam się do wyjścia, awantura przybierała na mocy. Chyba byłam gdzieś blisko.  Nie rozumiałam o co chodziło w niej i kto tak się awanturuje. Głosy były zniekształcone. Wyjrzałam zza rogu i zobaczyłam mojego ulubionego kolegę... Alexa z tą swoją czerwoną niunią. No i jak ja mam wyjść? Dobra raz, dwa, trzy i wyszłam. Jedno spojrzenie i w telefon, bo trochę tak głupio przerywać kłótnie. Niunia była trochę rozmazana, a Alex miał  nieugiętą minę. Ciekawe o co im poszło? Nie nie, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a czy ja jestem serio ciekawa? Głupio się pytam samej siebie... oczywiście, że tak. Czemu obchodzi mnie to ? Julka olej to no. Idziesz do Bartka teraz, ogarnij się. Zrobiłam kilka wdechów i wydechów. Trochę pomogło. Wyszłam na dwór. Wciąż patrzyłam w telefon i nagle coś dużego wyrosło przede mną. Uderzyłam głową w coś twardego i już leciałam gdy złapała mnie czyjaś wielka i silna ręka. Był to Bartek. Roztarłam bolące miejsce, a mój towarzysz tylko się zaśmiał mojej nieuwagi. Przywitaliśmy się.
- Już się nie mogłem doczekać i chciałem po Ciebie iść - powiedział uśmiechając się.
- Spokojnie, zaoferowałeś mi jedzenie, więc przyszłabym na pewno - powiedziałam i zaśmialiśmy się.
Otworzył mi drzwi i tak zniknęłam w głębinach jego samochodu. Odjechaliśmy z dosyć głośno puszczoną muzyką. Niech wszyscy wiedzą, że jedziemy. Po chwili jednak ściszył radio i mogliśmy porozmawiać przy cichych dźwiękach. Po chwili podjechaliśmy pod pizzerię. Ja zajęłam stolik, a on poszedł zamówić obiad, jego pierwszy, a mój drugi. Odwiózł mnie o 20 do domu, bo chciałam jeszcze odrobić lekcję. Gdy staliśmy i gadaliśmy przed szkołą widziałam, że próbuje zbliżyć się do mnie na taką odległość, żeby móc mnie pocałować. Chwilę chciałam pomyśleć jeszcze, aby dopuścić jakiegokolwiek chłopaka do siebie. Robiłam jakieś uniki, to kucałam to wstawałam. Schylałam się, wiązałam buty aż w końcu rozstaliśmy się żegnając buziakiem w policzek bez całowania. Więc wygrałam i utrzymałam go na odległość. Poza tym jak będzie mu zależało to będzie się starł. A może wyolbrzymiam to? Może po prostu traktuje mnie jako przyjaciółkę albo dobrą koleżankę? Ech.. same pytania, zero odpowiedzi. Weszłam do pokoju, zobaczyłam  lekcje, było tylko z matmy. O nie, nie będę tego odrabiała. Zbuntowałam się i poszłam się myć. Gdy moja głowa dotknęła poduszki od razu zmógł mnie sen. Stwierdzam, że był to niezły dzień, nawet nie męczący, a przyjemny. W końcu pojawił się w nim przystojny kolega Bartek.